W tym przewodnik dla kupujących rowery elektryczne na rok 2023, przyjrzymy się różnym dostępnym typom e-rowerów oraz cechom i komponentom, które należy wziąć pod uwagę przy wyborze e-roweru. Niezależnie od tego, czy jesteś doświadczonym rowerzystą elektrycznym, czy nowicjuszem w świecie kolarstwa ze wspomaganiem pedałowania
Rowery elektryczne robią coraz większą karierę, pozwalając wielu osobom, które do tej pory nie mogły wsiąść na zwykły rower – zacząć cieszyć się jazdą. Ale rowery takie zyskują miłośników nie tylko wśród osób starszych czy mniej sprawnych, ale także tych, którzy np. chcą dojeżdżać do pracy bez mokrych pleców. Jeżeli zamiast samochodem, pojadą rowerem ze wspomaganiem – to tylko plus dla co, gdyby samemu zbudować swój własny rower elektryczny? Autorami dzisiejszego wpisu gościnnego są Marek i Ania, którzy przekonują, że jak najbardziej jest to możliwe w domowym zaciszu i to bez turbo skomplikowanej wiedzy. Oczywiście jakaś wiedza jest potrzebna, dlatego zainteresowanych zgłębieniem tego tematu, odsyłam do poradnika w formie wideo oraz książki, które przygotowali. A w tym wpisie krótkie wprowadzenie do tematu przerabiania roweru na częściTak naprawdę sam proces budowy roweru elektrycznego to nic innego, jak dołożenie do bazy roweru podstawowych komponentów elektrycznych, takich jak:* napęd elektryczny – tutaj wyróżniamy trzy główne typy w podziale na jego umiejscowienie w rowerze:silnik w tylnym kole (tzw. HUB drive)silnik w przednim kole (tzw. HUB drive)silnik centralny (tzw. MID drive)* źródło energii elektrycznej w postaci akumulatora (najczęściej zbudowanego z ogniw litowo-jonowych Li-Ion 18650)* BMS (czyli system zarządzania baterią – tzw. zabezpieczenie baterii)* ładowarka* sterownik:dla napędów typu HUB drive będzie on osobnym urządzeniemdla napędów centralnych jest on często już zintegrowaną częścią, w jednej obudowie* osprzęt elektryczny (tutaj to my decydujemy, co chcemy zamontować do naszego ebike’a):czujnik kadencji PAS (czujnik obrotu korby z pedałami). Służy on do wykrywania ruchu i do załączenia napędu. W tym wariancie nie musimy wcale wkładać własnej pracy, by silnik nas wspomagał. Wystarczy tylko obrót momentu obrotowego korby, potocznie zwanego czujnikiem nacisku na pedały. Im mocniej naciśniemy na pedały, tym napęd będzie nas mocniej gazu, którą sterujemy mocą napędu. Pamiętajmy jednak, że nie jest ona dozwolona na drogach publicznych w świetle prawa o ruchu (opcjonalnie)czujniki temperatury (opcjonalnie montowane dla silnika, sterownika czy baterii)przełączniki, stacyjka, aby włączyć/wyłączyć wspomaganie elektryczneWybór tych komponentów będzie zależał od tego, czego będziemy oczekiwać od roweru elektrycznego oraz tego, gdzie najczęściej będziemy jeździć. Czy będzie to spokojna rekreacyjna jazda po mieście i dość płaskich terenach, czy będzie to może teren górzysty, bezdroża, wymagające od napędu trochę innych co zwrócić uwagęPrzejdźmy zatem do części praktycznej, czyli samej przeróbki roweru na elektryczny. Na co zwrócić szczególną uwagę i jaki sprzęt należy posiadać?Warto zadbać o to, by rower, który chcemy przerobić, był na solidnej ramie. Ebike’i poprzez dołożenie dodatkowych komponentów, są cięższe niż zwykłe rowery. Waga może mieścić się w granicach 20 – 35 kg i więcej. Trzeba wziąć również pod uwagę fakt, że często prędkości, które osiągamy na pojazdach elektrycznych, są nieco wyższe niż bez wspomagania podczas budowy należy sobie wszystko dobrze przemyśleć, jak i gdzie będzie umiejscowiony napęd, gdzie poprowadzimy przewody i złącza. Często zajmują one sporo miejsca, a szkoda by na etapie składania ebike’a, miało zabraknąć na nie zadbać o bezpieczeństwo, np. dobrą izolację przewodów, dołożeniu blokad obrotu osi do silników HUB, aby nie uszkodzić ramy roweru lub przydatnych narzędzi podstawą jest multimetr cyfrowy. Podstawowy można już dostać za ok. 100 zł na portalach aukcyjnych. Warto mieć też lutownicę, np. do łączenia przewodów oraz podstawowe narzędzia, jak klucze, śrubokręty, nożyki. Tak naprawdę wcale nie potrzeba specjalistycznego sprzętu, by przerobić rower na elektryczny. Wiele e-konstrukcji powstało na środku dużego pokoju, w piwnicy czy w małym istotna uwaga i sugestia: często osoby, które samodzielnie przerabiają rower na elektryczny, chcą sami wszystko zrobić od „A do Z”. I o ile można przy tym zaoszczędzić trochę grosza na robociźnie, tak nie każdy z nowo budujących posiada zarówno sprzęt, np. zgrzewarkę do zgrzania pakietu ogniw, jak i odpowiednie umiejętności. Dziś można „oddelegować” część zadań do firm, które specjalizują się w zrobieniu np. skrzynki na akumulator, czy zapleceniu silnika w obręczy. Nie są to aż tak duże koszty, a i można zaoszczędzić przy tym sporo czasu. Dostajemy wszystkie puzzle, a wtedy poskładanie tego wszystkiego w rower elektryczny to kwestia zaledwie 1-2 wieczorów. No chyba, że ktoś z Was lubi sobie samodzielnie pomajsterkować i zdobywać nowe umiejętności/ przerobienia roweru na elektrycznyWszystko brzmi bardzo zachęcająco, czas przejeść do kosztów takiej konwersji. Wbrew pozorom nie są one aż tak drogie. Już wyjaśniamy. Bardzo dobry rower elektryczny można zbudować w kwocie 3000 – 6000 zł za części do elektryfikacji. Swoimi parametrami (zasięgiem, mocą, prędkością) może być on podwójnie, a nawet i kilkukrotnie lepszy, niż fabryczny ebike’i za kwotę 15000 w elektryku zużywają się nieznacznie szybciej, niż w zwykłym rowerze, np. klocki hamulcowe. W przypadku zamontowania silnika w tylny kole, dętka narażona jest na częstsze przebicia. Warto zatem zainwestować w lepsze, grubsze opony i dętki. Czasem warto mieć dodatkowe zabezpieczenie, niż tracić czas na trasie na naprawę. Do napędów centralnych warto też użyć specjalnie dedykowany do tego, lepszej klasy łańcuch. W silnikach typu HUB nie ma to aż takiego co bardzo ważne – budując rower elektryczny samodzielnie, można zaoszczędzić nawet i 80% kwoty. Oszczędność ta jest również zauważalna w przypadku, gdy oddelegujemy część prac na że za budowę roweru elektrycznego biorą się osoby nawet i grubo po 60-tym roku życia. Często w ogóle nie miały wcześniej doświadczenia w majsterkowaniu. Raz wsiadły na rower elektryczny i decyzja zapadła: „ja po prostu muszę taki ebike mieć”. Banan na twarzy, który jest po zejściu z takiego pojazdu, pozostaje na długo. A satysfakcja ze zrobienia samodzielnie takiego elektryka gwarantowana na roweru na elektryczny nie jest wcale takie skomplikowane. Wystarczy sięgnąć po odrobinę podstawowej wiedzy, która dziś jest już dostępna powszechnie w internecie. Zachęcamy do zapoznania się z naszym kursem oraz książką, które krok po kroku pokazują, jak to zrobić. I co najważniejsze: to naprawdę jest na wyciągnięcie „śrubokręta” i naszego portfela. Pozdrawiamy, Ania i MarekDziałanie roweru elektrycznego. Rower elektryczny to sprzęt, który na pierwszy rzut oka niczym nie różni się od tradycyjnego jednośladu. Podobnie do klasycznej wersji wyposażony jest w komfortowe siodełko, kierownicę, hamulce itp. Tym, co go wyróżnia to silnik znajdujący się na tylnym kole lub w środkowej części sprzętu, a 27 minut temu, m0d napisał: Pewnie, wspierajmy kombinatorów Ani nie popieram ani nie promuję (nie wrzuciłem żadnego linku), ale jak autor będzie chciał to i tak kupi . 27 minut temu, m0d napisał: zamiast wziąć się za leczenie? Szczególnie w dzisiejszych czasach... Przypomniał mi się daleki kuzyn - początkiem tamtego roku był na operacji kolana (nie wiem co dokładnie) i teraz ledwo chodzi. Wiem, że to pewnie błąd lekarza, ale teraz czeka na lepsze czasy... Teraz, abra napisał: I wtedy nie jest kwestią jak wrócić z wycieczki gdy kolano zaszwankuje, tylko jak wrócić z wycieczki gdy prądu braknie. A to już nie nasz problem . Edytowane 4 Stycznia 2021 przez chudzinki Napięcie zasilania nie może przekraczać 48 V. Ograniczenie napięcia zasilania roweru elektrycznego w Prawie o ruchu drogowym jest już samo w sobie dosyć absurdalne. Rowery elektryczne powinny bowiem spełniać takie same wymagania bezpieczeństwa jak inne urządzenia elektryczne i nie ma potrzeby dodatkowego ograniczania konstruktorów. Od lat jeżdżę do pracy na rowerze i od lat na tej samej trasie korzystam również z samochodu. Rower w moim przypadku nie sprawdza się jednak na co dzień i nie jest to tylko kwestia pogody. Warszawa jest rozległa, a moja trasa z północnych rogatek miasta do Mordoru na Służewcu to równe 26 km. W obie strony robi się ponad 50 km. Pierwszego dnia jest super. Drugiego dnia jest gorzej. Trzeciego i czwartego dnia potrzebuję przerwy na regenerację, więc wsiadam do samochodu. To dlatego, że aby przejechać 26 km przez miasto w sensownym czasie, trzeba mocno naciskać, szarpać się od świateł do świateł. Najlepiej przebrać się "w śliskie", a po przyjeździe do pracy wziąć prysznic. A gdyby tak nie przebierać się, jechać na spokojnie, bo ze wspomaganiem? Gdyby tak skończyć z bezsensownym przepalaniem drogiego paliwa w mieście? Gdyby na zwykłym rowerze jeździć tylko sportowo w weekend? Zróbmy test roweru elektrycznego! Kilka dni po kolejnym zatankowaniu samochodu za 500 zł odbieram w salonie marki Giant na Powiślu rower elektryczny, który w najbliższych dniach zastąpi mi samochód. Instruktaż jest prosty: tu się włącza napęd wspomagający, tu jest ładowarka, tu jest gniazdo do ładowania. Rower elektryczny, poza tym, że ma akumulator i silnik, to po prostu rower. Ma taką samą przerzutkę jak jego standardowy odpowiednik. Takie same hamulce. Aby jechał, trzeba naciskać na pedały. Dzień pierwszy: jadę "na oparach" Całkiem nowy rower najwyraźniej dotarł do sklepu na krótko przede mną. Gdy na niego wsiadam, poziom naładowania akumulatora to zaledwie 16 proc. Zapomniałem uprzedzić ekipę, że do domu mam 23 km... Według producenta Giant Explore E+ 2 na pełnym akumulatorze w idealnych warunkach przejeżdża do 180 km, w ekstremalnych 55 km, a w dobrych – 110 km. Idealne warunki (płaski teren, płynna jazda, wiatr w plecy) w praktyce nie występują. Przy założeniu, że realny zasięg na pełnej baterii to 100 km, 16 proc. nie ma prawa mi wystarczyć. Mimo to ruszam. Warto wspomnieć, że poziom wspomagania w nowoczesnym rowerze elektrycznym jest regulowany. Im większe "doładowanie", tym niższy zasięg. Na początek wybieram tryb w pełni automatyczny: w tym trybie sterownik roweru tak dozuje wsparcie, aby użytkownik miał wrażenie jazdy na normalnym rowerze. Im mocniej naciskasz na pedał, tym bardziej silnik pomaga, naciskasz lekko – rower przyspiesza prawie tak, jak zwykły. Ten tryb jest dość ekonomiczny. Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat Po naładowaniu baterii komputer szacuje zasięg roweru w trybie automatycznego wspomagania na prawie 120 km Kodeks drogowy: wspomaganie tylko do 25 km/h Tu ważna uwaga: polskie przepisy (typowe dla krajów UE) mówią, że rower może mieć silnik o mocy do 250 W, zaś wspomaganie może działać tylko do prędkości 25 km/h. Przy 25 km/h następuje odcięcie wspomagania. Możesz jechać szybciej, ale wtedy napędzasz rower w stu procentach siłą mięśni. Owszem, ludzie zdejmują z rowerów blokady elektroniczne i wówczas wspomaganie działa do ok. 35-40 km/h, ale to nielegalne, średnio bezpieczne i – przede wszystkim – uciążliwe dla innych użytkowników dróg rowerowych. O "wynalazkach" będzie dalej. Tymczasem naciskam na pedał, a mój elektryczny Giant wyrywa się do przodu. Po krótkiej chwili przekraczam 25 km/h, a żwawe przyspieszenie zanika. Jadę 27-28 km/h jakby nigdy nic, zupełnie jak na zwykłym rowerze turystycznym. Widzę, że w taki sposób może i z elektrycznego wspomagania specjalnie nie skorzystam, ale przynajmniej prądu mi nie zabraknie. Po drodze mam kilka zatrzymań na światłach i czuję, że jednak przy każdym rozpędzaniu się silnik daje solidnego "kopa". Powyżej 25 km/h wspomaganie zawsze zanika, ale jako że zawsze oszczędzam trochę energii na starcie, potem bez trudu pedałuję, jadąc z prędkością nieco powyżej "odcięcia". Zjeżdżam nad Wisłę i teraz mam wiatr prosto w twarz. Staram się oszczędzać prąd, żeby poczuć, jak rower ciągnie pod górę – większy podjazd mam dopiero na kilometr przed końcem trasy. Nie mogę ścierpieć, że jakaś dziewczyna na kolarce jedzie szybciej ode mnie. Dociskam, dociskam, masa roweru robi jednak swoje i jest jak zwykle: troszkę się "gotuję". Bardzo sprawnie, ale jednak spocony dojeżdżam do domu, prąd kończy mi się na szczycie górki. Wniosek z dnia pierwszego: jeśli chcesz skatować się na rowerze, legalne wspomaganie elektryczne ci w tym nie przeszkodzi. Dzień drugi: rowerem na zakupy Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat Dwie łatwo wypinane torby mocowane do bagażnika załatwiają temat zakupów z użyciem roweru Odkrywam, że w pilocie do wyboru trybu wspomagania jest gniazdo USB-C do ładowania telefonu. Super! Montuję na kierownicy uchwyt do telefonu, będę jeździć po mieście, korzystając bez ograniczeń z Google Mapsów. Montuję koszyk na bidon, bo jednak rower elektryczny to wciąż rower. Koryguję ustawienie siodła – musi być wysoko jak w zwykłym rowerze. Ładuję akumulator. Nawiasem mówiąc, można go ładować na dwa sposoby: albo podłączając wtyczkę ładowarki do gniazda w ramie, albo wyciągając baterię z ramy i podłączając ładowarkę bezpośrednio do niej. Wygodniej jest baterii nie wyjmować, ale ktoś dobrze wymyślił, że np. po przyjeździe do pracy rower zostawiasz w garażu podziemnym, a baterię – jeśli prąd się kończy – zabierasz na górę i ładujesz pod biurkiem. Dopasowuję do bagażnika dwie łatwo wypinane sakwy. Śmiało można jechać do sklepu, bez problemu zmieszczą się w nich spore zakupy. Elektryk sam w sobie jest dość ciężki, ma ramę raczej sztywną, dołożenie 20 kg ładunku nie robi na nim żadnego wrażenia. Z mojej "prawie wsi" do większego sklepu mam 5 km. W zaistniałej sytuacji nie widzę powodu, by odpalać diesla. Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat Najwygodniej rower ładuje się bez wyjmowania baterii z ramy. W ciągu kilku godzin ładowania akumulator gromadzi energię na przejazd nieco ponad 100 km Ile waży rower elektryczny i co z tego wynika? Giant Explore E+ 2 waży ok. 25 kg, co jak na elektryka jest wartością przeciętną, na zwykły rower to jednak już dużo. Wyższy model (Giant Explore E+ 1) jest nawet cięższy, bo ma większy akumulator. Masy elektryka podczas jazdy w ogóle nie czuć, jest ona natomiast problemem, gdy rower trzeba gdzieś wciągnąć, przenieść, wepchnąć. Dlatego wspomaganie elektryczne ma opcję "pomoc w pchaniu" – silnik pomaga prowadzić rower do prędkości 6 km/h, np. pod stromą górkę. Rowery elektryczne (te legalne) ważą zwykle nie więcej niż 30 kg. Powyżej tej granicy pojawiają się problemy z transportem, np. nośnością bagażników samochodowych montowanych na haku holowniczym. Dzień trzeci: wyprawa rodzinna Poza krótkim wypadem do sklepu namawiam żonę na wycieczkę przez las. Ona na elektryku – specjalnie wziąłem do testu mniejszy rozmiar, aby móc się podzielić. Trasa wiedzie piaszczystą, nierówną drogą, miejscami pod górę, tam zawsze czekam na żonę, która musi podprowadzać rower. Ale nie tym razem! Jedzie jak nigdy, praktycznie nie zwalnia na podjeździe. Twierdzi, że resorowanie i przyczepność są znakomite. Fakt, że Giant Explore E+ 2 ma opony szutrowe o szerokości 45 mm, to na mazowieckie piachy, zwłaszcza przy wspomaganiu, wystarcza z nawiązką. O ile ja sam dotąd nie odczułem jakiegoś rewolucyjnego wsparcia, które zapewnia napęd pomocniczy w rowerze, to widzę, że to jednak działa. I to jak! Jedziemy dwa razy szybciej niż zwykle, momentami muszę mocno dociskać, by nie zostać w tyle. Żona na elektryku mi nie ucieknie, ale tempo utrzymuje wyjątkowe i nabiera chęci na dłuższą trasę. – "Może przejedziemy się do Serocka?" Wniosek z dnia trzeciego: im trudniejsze warunki, im słabszy zawodnik, tym większa korzyść z elektrycznego wspomagania w rowerze. Zwłaszcza tak to działa na podjazdach. Oto wytłumaczenie niezwykłej wręcz popularności elektrycznych rowerów w górskich kurortach. Dzień czwarty: samochód znów odpocznie Żona wybiera się na bazarek. – "Mam wziąć samochód czy jechać rowerem elektrycznym?" Pewnie, że rowerem! Tym samym już po raz drugi rower zastąpił samochód, sprawił, że nie opłacało się (a może nie chciało się?) uruchamiać samochodu. Nie chodzi już nawet o te półtora litra paliwa, na rowerze jest po prostu przyjemniej i nie trzeba manewrować po parkingu. Tego dnia jeszcze ja załatwiam sprawę na rowerze. Mógłbym na zwykłym, ale skoro jest elektryk… Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat Giant Explore E+ 2 w rozmiarze M ma dość nisko poprowadzoną górną rurę ramy – może służyć i jako rower męski, i jako damski. Inna rzecz, że np. Holendrzy kupują obecnie głównie typowe damki, uznając je za wygodniejsze Wniosek z dnia czwartego: jeśli chodzi o moją żonę, rower przyjął się w stu procentach. Niby jest wyrzut sumienia, że człowiek się nie męczy w pełnym zakresie, ale decyzja o porzuceniu samochodu przychodzi łatwiej niż gdy alternatywą jest zwykły jednoślad. Dzień piąty: przerwa Uważam, że jazdę na rowerze elektrycznym, jeśli chce się zachować wysoką formę, warto suplementować… jazdą na zwykłym rowerze. Nawet jeśli elektryk nie jest w żaden sposób "odblokowany" i nie jest w praktyce motorowerem, to jednak zwłaszcza pod górkę zdejmuje z rowerzysty dużo presji. To też są zupełnie inne wrażenia z jazdy: na elektryku zwiedzasz, a na karbonowej szosie w grupie kilku osób przejeżdżasz 80 km w 2,5 godziny. Dziś właśnie taki przejazd na szosie. W tym miejscu warto wyjaśnić, że – zgodnie z polskim (i nie tylko polskim) prawem rower ze wspomaganiem elektrycznym pozostaje rowerem, gdy jego napęd pomocniczy jest uruchamiany naciskiem na pedały. Nie ma zatem znaczenia, czy silnik jest zabudowany w piaście czy umieszczony centralnie w okolicach suportu, ale ma znaczenie, czy rower ma manetkę gazu czy też nie. Jeśli ma manetkę gazu, nie jest formalnie rowerem. "Legalne" rowery elektryczne sprzedawane w sklepach mają bez wyjątku napęd sterowany automatycznie naciskiem na pedały, a ich silniki mają moc do 250 W, w praktyce dokładnie tyle. Elektryczne rowery-samoróbki: czy to jeszcze rowery? Zamiast kupować gotowy rower ze wspomaganiem, wielu ludzi kupuje zestawy do konwersji zwykłych rowerów na elektryczne. Na Aliexpress jest tego pełno, przy czym większość amatorów takiego sprzętu "nie bierze jeńców" i wybiera zestawy o mocy 500-1000 W. Choć moc maksymalna jest w tym przypadku nieco myląca, ważniejszy jest moment obrotowy (z 250 W producenci wyciskają od 40 do 90 Nm), to jednak samoróbki bywają szybsze niż legalne elektryki. To dlatego, że zwykle nie mają elektronicznej blokady. No i nie trzeba w ogóle pedałować, tzn. można pedałować, ale nie trzeba: w przypadku większości takich konstrukcji wystarczy docisnąć manetkę przyspieszenia i "rower" jedzie niczym motocykl. Oczywiście jazda na prądzie 40-50 km/h oznacza, że albo zasięg mamy mizerny, albo mamy dużą i ciężką baterię (waży np. 10 kg). Oczywiście, taki pojazd w niczym, poza wyglądem, nie przypomina roweru. Nie daje poczucia jazdy rowerem, ciężko pedałuje się na nim, gdy skończy się prąd, a jego jedyny sens polega na tym, że jego użytkownik nielegalnie korzysta z dróg rowerowych i chodników. To trochę bez sensu i – gdy komuś zrobimy krzywdę – kłopoty są murowane! Chcesz mieć motorower? To sobie kup motorower i korzystaj z jezdni! Co ciekawe, rowery elektryczne jeżdżące do 45 km/h są w wielu krajach dopuszczone do ruchu na prawach motoroweru, ale trzeba mieć jakieś prawo jazdy, ubezpieczenie, tablicę rejestracyjną, no i nie jeździ się po tych samych drogach co rowerzyści i wrotkarze. Polski Kodeks drogowy udaje, że takie pojazdy nie istnieją. Dzień szósty – jadę do pracy Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat 26 km przez miasto pokonuję, nie spiesząc się przesadnie, w ok. godzinę i 10 minut. Przejechanie 26 km, z czego mniej więcej połowa drogi prowadzi przez miasto, na rowerze elektrycznym zajmuje mi godzinę i 10 minut. Mój rekord trasy to 58 minut – oczywiście na szybkim rowerze wyścigowym, z wiatrem i... trochę bez sensu. To nie jest całkiem bezpieczne i co najmniej dwa razy się o tym przekonałem. Obecnie na elektryku jadę ok. godzinę i 10 minut, tyle samo zajmuje mi dojazd na zwykłym rowerze turystycznym. Tyle że – to trzeba przyznać – na elektrycznym jednak mogę jechać bez przebierania się, bo po dotarciu do celu nie ociekam potem. Nawet jeśli cały czas jadę nieco powyżej prędkości wspomagania, to we wszystkich startach spod świateł i we wszystkich podjazdach w praktyce wyręcza mnie silnik. To pomaga i mógłbym to powtarzać prawie codziennie. Przy średnim poziomie wspomagania na trasie zużywam 22 proc. baterii. Na styk na jednym ładowaniu mógłbym pojechać do pracy i wrócić dwa razy, jednak lepiej po powrocie z pracy podłączyć rower do ładowarki. Co do prędkości maksymalnej, to zjeżdżając z ul. Książęcej osiągam 48 km/h. Przełożenia pozwalają na to, by jechać jeszcze odrobinę szybciej, ale elektryk ma, moim zdaniem, ciut za miękkie zawieszenie do takich zjazdów, nie mam odwagi. Foto: Maciej Brzeziński / Auto Świat Na zjazdach można bez problemu przyspieszać znacznie powyżej limitu wspomagania Drogi rowerowe w polskich miastach to masakra! Warszawskie drogi dla rowerów w wielu miejscach zaprojektowane są wręcz skandalicznie. Nie chodzi już nawet o konieczność przejeżdżania z jednej strony drogi na drugą i że nagle urywają się pośrodku chodnika. Największym problemem jest to, że drogi dla rowerów biegną tuż przy jezdni. Narzekają kierowcy aut, bo skręcając w prawo, w ostatniej chwili widzą, że nadjeżdża rowerzysta; kierowcy furgonów w ogóle nie widzą, że ktoś jedzie tuż za nimi na rowerze, skręcają bez zwalniania albo stają, bojąc się ruszyć. O nieszczęście łatwo. Gdyby tak odsunąć drogi dla rowerów choćby o 20 metrów od jezdni, żeby po skręcie najpierw było przejście dla pieszych, a potem przejazd dla rowerów – wtedy kierowcy najpierw by skręcali, a potem mogli się spokojnie rozejrzeć, czy ktoś nie nadjeżdża rowerem… Dzień siódmy – czy na rowerze elektrycznym można jeździć w deszczu? 26 km to nie jest komfortowy dystans, aby dojeżdżać rowerem, ale da się. Godzina i 10 minut w jedną stronę to dużo, ale jadąc w godzinach szczytu z Białołęki do Mordoru samochodem jedzie się tak samo długo. W samochodzie człowiek stoi w korku i gryzie palce z wściekłości. Na rowerze można wręcz mówić o odpoczynku. Można i zmoknąć, o czym przekonałem się dnia siódmego – do suchej nitki! I od razu mamy odpowiedź na pytanie: czy rower elektryczny nie boi się deszczu? Zdecydowanie się nie boi – nie wolno go natomiast myć myjką ciśnieniową i zanurzać w rzece na taką głębokość, że mógłby się zalać silnik. Silnik, obudowa baterii i wszystko inne są "chlapoodporne", co nie znaczy, że wodoszczelne. Rower elektryczny to wciąż rower! Jeśli zastanawiacie się nad rowerem elektrycznym, ale macie wyrzuty sumienia, że całkiem stracicie formę, to uspokajam: to wciąż rower. Nie jest to rower wyczynowy, ale rower. Podczas spokojnej przejażdżki na dystansie 26 km mój zegarek monitorujący tętno automatycznie wykrywa aktywność (tętno powyżej 130) i "zalicza" ok. 50 minut jako "przećwiczone". Jednego dnia na rowerze elektrycznym zaliczam więc 100 minut, podczas gdy norma WHO mówi, że minimum aktywności dla zdrowego człowieka to trzy razy po 30 minut w tygodniu. Zwłaszcza jeśli rower elektryczny miałby być alternatywą dla samochodu – polecam! Reasumując… Z elektryka jestem zadowolony i coraz poważniej rozważam taką opcję, że w garażu pojawi się jeden taki jednoślad – we w miarę uniwersalnym rozmiarze, nie do sportu, a jako zwykły środek transportu dla wszystkich domowników. Przez pierwszy tydzień elektryk przejechał u mnie blisko 200 km – to już coś! O rowerze elektrycznym warto myśleć poważnie nie tylko ze względu na ceny paliwa, tym bardziej, że to chyba jest właśnie komunikacyjna przyszłość w miastach. 2-tonowe samochody na prąd wyposażone w pakiet baterii o masie pół tony nie sprawdzą się jako środek transportu dla jednej osoby. Widać to już dziś, gdy producenci podnoszą ich ceny kilka razy w roku. Brakuje aluminium, litu, stali, półprzewodników. Dla porównania rower elektryczny waży 25 kg (kilkadziesiąt razy mniej niż samochód), a jego bateria 4,5 kg, czyli 100 razy mniej niż akumulator trakcyjny w aucie. Jest różnica? Tyle, że rowery na prąd to nie są tanie rzeczy. Oficjalna cena testowanego Gianta to 14 tys. 999 zł, choć pojawiają się promocje. Najtańsze gotowe elektryki kosztują ok. 5 tys. zł, ale to tak naprawdę fabryczne konwersje zwykłych rowerów na elektryczne. Za 9-10 tys. zł kupimy elektryka z ładnie zabudowaną baterią, ale wciąż na podstawowym osprzęcie i z niewielkim zasięgiem. Nie brakuje rowerów wyraźnie droższych, nawet po 40 tys. zł i więcej. Co do najtańszych opcji, to niektóre mają sens (np. mają niedużą baterię, niewielki zasięg, proste wzornictwo, cały rower jest lekki), niemniej są one umiarkowanie uniwersalne. Co warto wiedzieć o rowerze elektrycznym? Na rowerze elektrycznym może jeździć każdy, kto ma kartę rowerową albo skończył 18 lat Na rowerze elektrycznym jeździ się po tych samych drogach co zwykłym rowerem, obowiązują nas te same przepisy, te same prawa i obowiązki Rower elektryczny to nie jest motorower – aby jechać, trzeba naciskać na pedały Nie jest prawdą, że maksymalna dozwolona prędkość dla roweru elektrycznego to 25 km/h. Jest ona taka sama jak dla innych pojazdów – w mieście z reguły 50 km/h. Na rowerze elektrycznym można więc jechać szybciej niż 25 km/h, ale silą własnych mięśni albo grawitacji, gdy jedziemy z górki Im słabszy "zawodnik", tym większe wsparcie zapewni mu napęd wspomagający w rowerze Im bardziej górzysty teren, tym bardziej pomocny okazuje się silnik elektryczny Siłę wspomagania w rowerze elektrycznym można regulować, niezależnie jednak od wybranego trybu wspomaganie wyłącza się ono po osiągnięciu 25 km/h Rower ładuje się za pomocą specjalnej ładowarki z domowego gniazdka Pojemność baterii roweru elektrycznego jest sto razy mniejsza niż pojemność akumulatora e-auta. Realny zasięg testowanego roweru elektrycznego to ok. 120 km – to trzy razy mniej niż zasięg dobrego samochodu na prąd Rowerem elektrycznym można jeździć w deszczu, choć jest to tak samo nieprzyjemne jak na zwykłym rowerze.
Prawo o ruchu drogowym art. 27. 1.: "Kierujący pojazdem, zbliżając się do przejazdu dla rowerów, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustąpić pierwszeństwa kierującemu rowerem, hulajnogą elektryczną lub urządzeniem transportu osobistego oraz osobie poruszającej się przy użyciu urządzenia wspomagającego ruch, znajdującym się na przejeździe".
W zasadzie dużo zasadzie lduzp zależy o prędkości jazdy trybu wspomagania i Twojej nogi. W dalsze trasy gdzie się da to jadę bez wspomagania oszczędzam prąd na podjazdy. Aby jechać stała prędkością w zakresie 30 do 35 km/h trzeba już używać trybu boost i tak około 30 km da się przejechać.
Gdy przygotowywałem się do pisania tego wpisu, targały mną spore wątpliwości. Jazda na rowerze kojarzyła mi się jedynie z wiatrem we włosach, wolnością i czasem potem spływającym po plecach. Bez żadnego wspomagania, bez dopingu, bez ułatwień. Na rowery z silnikiem elektrycznym czy spalinowym patrzyłem ze sporym dystansem. Cięższe, droższe, a tak w ogóle, to po co mi taki rower. No właśnie… mi. Okopałem się na swojej pozycji, w ogóle nie dostrzegając potrzeb innych ludzi. Miałem ostatnio przyjemność pojeździć trochę na rowerze z silnikiem elektrycznym (jego test pojawił się na blogu) i zmieniłem do nich swoje nastawienie. Nie przesiądę się co prawda na e-rower (przynajmniej nie teraz), ale momentalnie dostrzegłem ich olbrzymi potencjał i zweryfikowałem swoją opinię o rowerach oferuje rower elektrycznyZacznę od tego, jakie możliwości daje nam rower elektryczny. Unia Europejska hamuje nas trochę w zapędach do korzystania w pełni z dobrodziejstw prądu, ale może to dobrze, w końcu ma to być nadal rower, a nie skuter. W każdym razie moc silnika w e-rowerze nie może przekraczać 250 Watów, a prąd jakim jest zasilany, może mieć maksymalnie napięcie 48V. Dodatkowo jazda może być wspomagana tylko w momencie, gdy pedałujemy oraz wyłączać się po przekroczeniu 25 km/h. W Polsce reguluje to Prawo o Ruchu DrogowymPrawo o ruchu drogowym, artykuł 2, punkt 47Rower – pojazd (…) poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem; rower może być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny, zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V, o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/ słowem taki rower NIE JEST skuterem elektrycznym i nie da się na nim jechać używając silnika elektrycznego bez pedałowania. Taki silnik ma jedynie nas wspomagać, a nie całkowicie okazji zapraszam do obejrzenia odcinka Rowerowych Porad, w których rozwiewam mity, dotyczące elektryków. Będzie mi bardzo miło, jeżeli zasubskrybujesz mój kogo rower elektrycznyDo czego w takim razie może przydać się silnik elektryczny w rowerze? Do głowy w pierwszej kolejności przychodzą mi osoby starsze. Znam kilku emerytów, którzy kiedyś jeździli rowerami, ale teraz zdrowie niestety nie pozwala im na dalsze przejażdżki. Wystarczy jedna, nawet niewielka górka, by musieli zsiadać z roweru. Jadąc rowerem elektrycznym, często nawet nie trzeba używać siły do pedałowania, wystarczy po prostu wprawiać je w ruch. Taki rower świetnie sprawdzi się również w przypadku młodszych osób, którym zdrowie nie pozwala na jazdę tradycyjnym rowerem. Druga grupa to rowerzyści górscy, którzy czerpią przyjemność ze zjeżdżania, ale z wjeżdżania już niekoniecznie. Nie ma się co oszukiwać, podjeżdżanie pod strome górki zabiera olbrzymią ilość energii i czasu. Co oczywiście wynagradza późniejszy zjazd, ale pojawia się pytanie – a co gdyby na górę można było wjechać tak jak narciarz albo downhillowcy? Niestety tras z wyciągami, przygotowanymi dla rowerzystów jest mało. I tu ciekawym rozwiązaniem jest właśnie dobry rower elektryczny (z silnikiem o dużym momencie obrotowym). Ułatwi on wjechanie na górę i pozwoli na więcej grupa to rowerzyści miejscy. Ruch to zdrowie, ale niestety może się skończyć przepoceniem ubrań. Bywa różnie, są osoby, z których leje się pot, nawet gdy jadą żółwim tempem i na to ciężko coś poradzić. I powiem Wam, że nie wierzyłem, że rower elektryczny może w takim przypadku wiele zmienić. Myślałem, że jeździ się po prostu szybciej, ale pedałując tak samo. Koszmarnie się pomyliłem. Podczas jeżdżenia rowerem z silnikiem elektrycznym, nie spociłem się wcale. Zero. Nic. I to jadąc praktycznie cały czas z prędkością 25 km/h, czyli w limicie wspomagania. Gdyby zależało mi na docieraniu do pracy w suchej koszuli, to przemyślałbym zakup takiego grupa to ambitni turyści, którym brakuje siły. Nie wiem jak lepiej nazwać tę grupę, ale mam nadzieję, że łapiesz o kogo mi chodzi. Są osoby, które chciałyby np. przejechać z Zakopanego na Hel, albo ze Świnoujścia do Ustrzyk Górnych. Ale zdają sobie sprawę, że nie dadzą fizycznie rady. Albo dadzą, ale zajmie im to dwa miesiące, a tyle czasu nie mają. Albo mamy sytuację, że facet uwielbia jeździć rowerem, chce pojechać gdzieś z żoną, która aż tak za rowerami nie przepada i szybko się zniechęca. I kończy się to tak, że on męczy się jadąc zbyt wolno, a ona męczy się ogólnie :) Na elektryku da się utrzymywać prędkość 23-25 km/h bez większego wysiłku, co daje już naprawdę dobrą, turystyczną prędkość. I potem podczas jazdy może się okazać, że on ledwo dyszy podjeżdżając pod górkę, a ona go w tym czasie wyprzedza :)Jak widzicie, to nie jest tak, że rower elektryczny jest dla leni. Lenie nawet na elektrycznym rowerze nie będą jeździć. Poza tym jadąc na elektryku, można regulować stopień wspomagania (lub całkowicie je wyłączyć) i używać go jedynie gdy zajdzie taka potrzeba, np. na stromym podjeździe, jadąc pod wiatr czy w przypadku braku znajdziemy w rowerze elektrycznym?SilnikMoże być on zamontowany w przedniej/tylnej piaście koła lub łączyć bezpośrednio z korbą. Ale moim zdaniem ostatecznie „wygra” montowanie silnika przy staje się zasilanie litowo-jonowe, które pozbawione jest efektu pamięci, a także jest lżejsze i wydajniejsze od starszych konstrukcji żelowych. Ile wytrzymuje bateria w rowerze elektrycznym? Nowoczesne konstrukcje pozwalają na przejechanie od 40 do 150 kilometrów ze wspomaganiem elektrycznym, w zależności od pojemności akumulatora, mocy wspomagania oraz częstotliwości jego załączania. Akumulator jest montowany na bagażniku lub na ramie. Powinien być łatwo wyjmowalny do ładowania, choć są też takie, które można ładować bezpośrednio na tym ogólnym hasłem kryje się elektronika, dzięki której możemy sterować mocą wspomagania, a rower „wie” w jakim stopniu ma włączać silnik. To nie jest tak, że zakręci się pedałami, a rower wyrwie jak rakieta, której nie da się opanować. Silnik wspomaga jazdę tym bardziej, im mocniej naciska się na pedały. Podczas pedałowania poczuć się można tak, jakby ktoś za nami biegł i naciskał na siodełko. Ja to nazwałem roboczo efektem „niewidzialnej ręki” i jest to bardzo przyjemne uczucie :) A im mocniej naciskamy na pedały, tym mocniej nas ta ręka przerobić rower na elektrycznyAby jeździć rowerem elektrycznym, nie musimy od razu go kupować. Istnieje możliwość przerobienia w zasadzie dowolnego roweru na elektryczny. Wystarczy kupić koło z wbudowanym w piastę silnikiem (może to być przednie lub tylne koło – tylne zazwyczaj mają większy moment obrotowy), do tego akumulator, który zamontujemy na bagażniku lub w torbie na ramie oraz sterownik z czujnikami. Jest też kilka firm, które zajmują się profesjonalną konwersją rowerów na elektryczne, co niejednokrotnie może wyjść taniej, niż zakup nowego rowerów elektrycznychCena roweru ze wspomaganiem elektrycznymTeraz kilka słów o tym, jakie są wady rowerów elektrycznych. Pierwszą z nich, której nie sposób nie zauważyć, jest nadal stosunkowo wysoka cena (choć ceny będą z roku na rok spadać). Co prawda na Allegro można kupić taki rower już za 1500 złotych, ale w tej cenie nabędziemy 40 kilogramowego (!) potwora, o małym zasięgu i bardzo kiepsko wykonanego. Markowe rowery elektryczne zaczynają się od 3000 złotych, a te nadające się do regularnej jazdy, od około 5-6 tysięcy wymiany akumulatoraDruga sprawa to amortyzacja akumulatora. Teoretycznie porządna bateria powinna przetrzymać około 500-600 cykli ładowania, co mniej więcej da nam przejechanych kilometrów. Ale to zależy w dużej mierze od tego, jak będzie się o nią dbało. Nie można dopuścić do całkowitego rozładowania (np. zimą, gdy rower często stoi nieużywany), a także nie przegrzewać jej czy zbytnio chłodzić (np. zostawiając rower na cały dzień na słońcu lub mrozie). W każdym razie, trzeba liczyć się z tym, że po kilku latach akumulator może nadawać się do wymiany, co na razie jest dość roweru elektrycznegoKolejna wada roweru elektrycznego to sporo wyższy ciężar, w porównaniu z tradycyjnym rowerem. W nowoczesnych konstrukcjach typu Shimano STEPS, Panasonic czy Bosch silnik waży około czterech kilogramów, a akumulator w zależności od jego pojemności od 2,5 do 4 kilogramów. Do tego rama i koła muszą być wzmocnione, by przyjąć na siebie większy ciężar. To daje nam od 7 do 9 kilogramów więcej, niż w przypadku tradycyjnego roweru. Podczas jazdy nie jest to dużą przeszkodą, silnik elektryczny pozwala zapomnieć o nadbagażu. Niestety dodatkowy ciężar jest bardzo odczuwalny przy wnoszeniu roweru po schodach. Dlatego o takim rowerze warto pomyśleć, w przypadku posiadania garażu/piwnicy/ wszystkie te wady można przymknąć oko, zwłaszcza jeśli ktoś ma budżet i miejsce do trzymania roweru z silnikiem. Czy rowery elektryczne to przyszłość? Zapewne tak będzie. W całej Europie sprzedaje się już kilka milionów takich rowerów rocznie. Ceny na pewno będą spadać, a technologia będzie szła do przodu, by producenci mogli konstruować jeszcze lżejsze i jeszcze wydajniejsze podzespoły. A społeczeństwo się starzeje, jednocześnie szukając wygód, których nie mogli zaznać np. nasi dziadkowie. Ja z ciekawością będę się przyglądał temu segmentowi okazji zapraszam do lektury tekstu o tym jak dbać o rower elektryczny.Bez wspomagania jeździłem na płaskim i, rzecz jasna, przy zjazdach. @pawlikowski.media Bartłomiej Pawlikowski Gdy było stromo, korzystałem z mocnego wspomagania, MTB , a nawet czasem Turbo .
Nie wszystko wolno Zanim zaczniesz swoją przygodę w świecie e-bike’owym musisz wiedzieć, że jako konstruktorowi (a w zasadzie kierowcy) nie wszystko Ci wolno. Prawo ogranicza i to bardzo mocno legalne poruszanie się rowerami warto poznać definicję e-roweru, która wygląda mniej więcej tak : “Pojazd o szerokości nieprzekraczającej 0,9 m poruszany siłą mięśni osoby jadącej tym pojazdem; rower może być wyposażony w uruchamiany naciskiem na pedały pomocniczy napęd elektryczny zasilany prądem o napięciu nie wyższym niż 48 V o znamionowej mocy ciągłej nie większej niż 250 W, którego moc wyjściowa zmniejsza się stopniowo i spada do zera po przekroczeniu prędkości 25 km/h” Jaka jazda rowerem elektrycznym jest legalna? Powyższe przepisy prawa, wobec jazdy na rowerze elektrycznym, wyraźnie mówią (dotyczy to Polski): Rower może wspomóc nas tylko do 25km/h. Powyżej tej prędkości jesteśmy zdani już tylko i wyłącznie na siłę własnych mięśni. Pomyśleć, że bez wspomagania, z wiatrem i z górki, to można się rozpędzić nawet i do 35 – 40km/h). Hmmm byłby za to mandat 😉? Jazda na manetce gazu w większości przypadków jest zabroniona. Dla większej ilości doznań z użycia manetki gazu pozostaje nam zatem inny pojazd, np. motor, oczywiście pod warunkiem, że ma się na niego odpowiednie do wieku i kategorii uprawnienia. 😜. Watów nie więcej niż 250 W. Pamiętajcie – napięcie nie wyższe niż 48 V. Możesz mieć problemy Jeżeli nie zastosujesz się do jakiejkolwiek części powyższych przepisów, to możesz mieć problemy.[Przynajmniej podczas poruszania się na drogach publicznych i w czasie ewentualnej kontroli 🙂 ] Grupa e-BIKEL-owcyW grupie wymieniamy się doświadczeniami i uwagami na temat pojazdów elektrycznych qBwiRy.